Streszczenia i opracowania lektur szkolnych klp klp.pl
I Nikt nie został przy życiu

Mary Lennox miała opinię najbardziej niesympatycznego, despotycznego i samolubnego dziecka, jakie kiedykolwiek widziano. Dziewczynka urodziła się w Indiach, gdzie jej ojciec pracował jako urzędnik administracji kolonialnej. Matka, znana w kręgach towarzyskich z urody, dbała wyłącznie o siebie i nigdy nie pragnęła dziecka. Kiedy Mary przyszła na świat, została oddana na wychowanie Ayah, hinduskiej niańce i dorastała otoczona służbą, która spełniała każde jej życzenie. Wyrosła na dziecko chorowite i nieznośne, wymuszające swoją wolę wrzaskami.

Pewnego upalnego poranka Mary, mająca wówczas niespełna dziewięć lat, obudziła się w złym humorze. W pobliżu łóżka dostrzegła jedną ze służących i zażądała, aby zawołała Ayah. Wystraszona kobieta odparła, że niańka nie może przyjść, co wzbudziło gniew dziewczynki. Rzuciła się na Hinduskę, bijąc ją i szczypiąc. Po jakimś czasie, pozostawiona samej sobie, wyszła do ogrodu. Zauważyła, że służący zachowują się bardzo dziwnie, nie wypełniają swoich obowiązków i przemykają z przerażonymi twarzami. Nagle dostrzegła matkę, rozmawiającą na werandzie z młodym oficerem, który przybył niedawno z Anglii. Zdziwiona zauważyła, że matka płacze. Mężczyzna wyjaśniał jej, że sytuacja jest straszna i powinna wyjechać z kraju dwa tygodnie wcześniej. Ich rozmowę przerwał rozpaczliwy lament, dobiegający z pomieszczeń dla służby. Przerażona matka wbiegła do domu, a Mary poczuła, że drży na całym ciele.

W ciągu następnych godzin dowiedziała się, że w mieście wybuchła epidemia cholery. Kilku służących zmarło, a reszta uciekła w popłochu. Mary, zapomniana przez wszystkich, ukryła się w swoim pokoju i płakała, nie wiedząc, co dzieje się wokół. Nikt nie zainteresował się nią i wreszcie po kilku godzinach, głodna, poszła do pustej jadalni. Zjadła owoce, popijając je winem i położyła się do łóżka, natychmiast zasypiając. Zapadła w głęboki sen, nie słysząc, co dzieje się wokół niej. Po przebudzeniu stwierdziła, że w domu panuje zupełna cisza. Uznała, że najwyraźniej wszyscy wyzdrowieli i czekała, aż zjawi się ktoś, aby się nią zająć. Mijały kolejne godziny, a Mary leżała, wpatrując się w sufit. Nagle usłyszała, że coś czołga się po podłodze. Wychyliła się i ujrzała małego węża. W tej samej chwili do domu weszli jacyś mężczyźni. Zaglądali kolejno do wszystkich pokoi, aż w końcu otworzyli drzwi do sypialni Mary. Zaskoczeniu, ujrzeli stojącą pośrodku pomieszczenia dziewczynkę. W starszym z nich Mary rozpoznała znajomego ojca. Młodszy oficer zbliżył się do niej i ze smutkiem wyjaśnił, że nikt, poza nią, nie został przy życiu. W ten sposób Mary Lennox dowiedziała się, że nie ma już ojca ani matki.

II Panna Mary kapryśnica

Mary nie płakała po śmierci matki, której prawie nie znała i którą obserwowała jedynie z daleka, uważając, że jest uroczą istotą. Wychowana w przeświadczeniu, że inni troszczą się wyłącznie o nią, była ciekawa, czy ludzie, między którymi teraz się znajdzie, pozwolą jej na wszystkie wybryki. Tymczasowo umieszczono ją w domu pastora Crawforda, który znienawidziła bardzo szybko i równie szybko wzbudziła niechęć dzieci pastora. Dzieci nie chciały się z nią bawić i po dwóch dniach nadały jej przezwisko, na dźwięk którego ogarniała ją złość. Wymyślił je Basil, nazywając ją złośliwie „panną Mary, kapryśnicą”, a po chwili reszta rodzeństwa naśmiewała się z Mary. Potem chłopiec poinformował ją, że pod koniec tygodnia wyjedzie do Anglii, gdzie zamieszka na wsi u swego wuja, Archibalda Cravena. Dodał, że mężczyzna jest garbaty, okropny i nikogo nie przyjmuje w swoim domu. Mary odwróciła się zagniewana, lecz później długo rozmyślała o tajemniczym wuju. Wieczorem pani Crawford powiedziała jej, że za kilka dni opuści Indie. Mary wysłuchała jej z obojętną miną, co nieco zaniepokoiło pastorową. Kobieta uznała, że dziewczynka jest niesympatyczna i dziwna.

Podróż do Anglii Mary odbyła pod opieką żony pewnego oficera. W Londynie czekała na nią pani Medlock, gospodyni Archibalda Cravena. Nie zwracając uwagi na dziewczynkę, stwierdziła, że mała nie odziedziczyła urody po matce. Mary, stojąca nieopodal, poczuła się samotna i zaczęła zastanawiać się nad tym, dlaczego zawsze była niczyja. Pani Medlock wydała się jej najokropniejsza ze wszystkich ludzi, których do tej pory poznała.

Następnego dnia wyruszyły pociągiem do Yorkshire. Mary usiadła w kącie wagonu z kwaśną miną i zamarła w bezruchu. Gospodyni przez jakiś czas obserwowała dziewczynkę, aż wreszcie odezwała się do niej, uznając, że powinna opowiedzieć coś o posiadłości pana Cravena. Wyjaśniła, że jest to miejsce dość dziwne i ponure. Dom stoi na krańcu rozległego wrzosowiska i otoczony jest rozległym parkiem. Mary wysłuchała jej z uwagą, lecz nie zapytała o nic, co zdziwiło panią Medlock. Kobieta roześmiała się, uznając, że Mary zachowuje się jak staruszka. Potem dodała, że w Misselthwaite Manor nikt nie będzie troszczył się o nią, a wuj jest zgryźliwy i zły. Przez wiele lat nie zaznał szczęścia z powodu krzywych pleców, lecz jego życie odmieniło się dopiero po ślubie. Poślubił piękną kobietę, dla której zdolny był uczynić wszystko, czego zapragnęła. Po śmierci żony zdziwaczał, odizolował się od ludzi i często podróżował. Mary, zaintrygowana historią wuja, poczuła żal, myśląc, że gdyby żyła jego żona to rozweselałaby otoczenie tak jak jej mama. Pani Medlock powiedziała, że pan Craven nie życzy sobie, aby dziewczynka kręciła się po domu, wchodząc tam, gdzie nie wolno. Mary odparła, że nie ma takiego zamiaru i odwróciła głowę, obserwując strugi deszczu, spływające po szybie. W końcu znużona, zasnęła.

II. Przez wrzosowisko

Po zmroku pociąg zatrzymał się na niewielkiej stacyjce i pani Medlock obudziła Mary, mówiąc, że muszą wysiadać. Przed stacją stał wykwintny powóz. Mary usadowiła się wygodnie na miękkim siedlisku i skupiła się na widoku za oknem. Spytała gospodynię, czym są wrzosowiska, lecz ta odparła, że za kilka minut sama się dowie. Powóz minął wieś i wjechał na trakt. Dziewczynka starała się wypatrzyć cokolwiek w ciemnościach i w pewnej chwili w świetle latarni dostrzegła ogromną łąkę, ciągnącą się aż po horyzont. Miała wrażenie, że znalazła się nad morzem, ale pani Medlock wyjaśniła jej, iż to dzikie pastwiska, porośnięte wrzosami i janowcami. Mary odniosła wrażenie, że podróż nigdy nie zakończy się i ze złością pomyślała, iż nie lubi takich pustkowi. Po jakimś czasie dostrzegła w oddali światełko i powóz przejechał przez bramę parku. W końcu zatrzymał się przed ogromnym, ponurym dworem. Mary weszła do olbrzymiego hallu i poczuła się opuszczona i mała. Starszy mężczyzna, pan Pitcher, stojący obok lokaja, zwrócił się do pani Medlock, nakazując, aby natychmiast zaprowadziła dziewczynkę do pokoju, ponieważ pan Craven nie życzy sobie jej widzieć. W parę minut później Mary znalazła się w sypialni.

IV Martha

Następnego dnia Mary obudziła się w chwili, kiedy do pokoju weszła młoda służąca, aby rozpalić ogień w kominku. Rozejrzała się wokół, stwierdzając, że pomieszczenie jest ponure i dziwne. Za oknem dostrzegła równie ponurą przestrzeń, całkowicie pozbawioną drzew. Martha wyjaśniła jej, że to wrzosowisko i z zachwytem dodała, że jest tu naprawdę pięknie wiosną i latem. Mary wyniośle stwierdziła, że jest dziwna i spytała, czy jest jej służącą. Dziewczyna z godnością odparła, iż jest służącą pani Medlock. Mary zapytała, kto w takim razie będzie ją ubierał, ponieważ w Indiach należało to do obowiązków Ayah. Martha rzekła, że dziewczynka będzie musiała nauczyć się samodzielności. Po chwili wyznała, że słysząc, iż Mary przyjeżdża z Indii, pomyślała, że dziewczynka jest czarna. Słowa służącej oburzyły Mary. Nazwała Marthę córką świni, po czym upokorzona faktem, że ktoś mógł pomyśleć, iż jest Hinduską, rzuciła się na łóżko i rozpłakała się. Dziewczyna, zaskoczona zachowaniem panienki, zbliżyła się do niej i przeprosiła za swoje słowa. Mary uspokoiła się, co niezmiernie ucieszyło Marthę.

Służąca podeszła do szafy, wyjmując z niej nową sukienkę, zakupioną przez pana Cravena. Potem pomogła dziewczynce w ubieraniu się, dziwiąc się, że dziewczynka stoi nieruchomo, pozwalając robić za siebie wszystko. Mary spoglądała na nią wyniośle, przysłuchując się wesołej paplaninie Marthy o domu rodzinnym. Służąca opowiedziała o swoim bracie, Dicku, który oswoił małego kucyka, co niezmiernie zaintrygowało dziewczynkę. Potem przeszły do drugiego pokoju, gdzie Mary miała zjeść śniadanie. Na widok owsianki oświadczyła, że nie będzie jej jadła. Po posiłku Martha zaproponowała, aby wyszła do parku. Mary początkowo uznała, że na dworze jest szkaradnie, lecz w końcu zdecydowała się na spacer, słysząc, że Dick często bywa na wrzosowisku. Służąca wskazała jej furtkę, prowadzącą do ogrodów i dodała, że jeden z nich jest zamknięty na klucz od dziesięciu lat. Potem wyjaśniła, że pan Craven zamknął ogród po śmierci żony, nie życząc sobie, aby ktokolwiek tam wchodził.

Kiedy Martha odeszła, Mary skierowała się w stronę furtki. Rozmyślała o tajemniczym ogrodzie, zamkniętym od wielu lat i była ciekawa, jak wygląda. Po chwili znalazła się w wielkim ogrodzie i na końcu ścieżki, którą szła, dostrzegła wysoki mur, obrośnięty bluszczem. Minęła kolejną furtkę i zatrzymała się, stwierdzając, że wszędzie jest pusto i brzydko. Nagle ujrzała starszego mężczyznę z łopatą na ramieniu. Niezadowolona ze spotkania, przeszła do kolejnego ogrodu i dostrzegła zamkniętą bramkę. Mając nadzieję, że prowadzi ona do ogrodu, należącego do żony wuja, nacisnęła klamkę i znalazła się w sadzie. Zaczęła szukać następnej furtki, lecz nigdzie jej nie znalazła. Zauważyła jednak, że mur ciągnie się dalej, a ponad nim wypatrzyła wierzchołki drzew. Na jednym z nich dostrzegła ptaszka o jasnoczerwonym upierzeniu. Ptak zaczął śpiewać, więc przystanęła, nasłuchując wesołego świergotu. Po paru minutach ptaszek odfrunął, a Mary zaczęła ponownie rozmyślać o zamkniętym ogrodzie, zastanawiając się, dlaczego wuj tak bardzo go nienawidził. Przekonana, że tajemniczy ogród mieści się za murem, wróciła do ogrodu warzywnego, gdzie zastała staruszka, zajętego kopaniem grządek. Zatrzymała się tuż przy nim i zaczęła mu się przyglądać. W końcu spytała o ostatni ogród, do którego nie znalazła wejścia, wspominając, że widziała w nim małego ptaszka.

Ogrodnik spojrzał na nią, uśmiechając się i zagwizdał. W tej samej chwili pojawił się ptaszek i usiadł tuż przy nogach mężczyzny. Zdumiona Mary obserwowała jak skacze po grudkach ziemi, szukając ziarenek i owadów. Staruszek wyjaśnił, że jest to rudzik, którym zaopiekował się, kiedy jako pisklę wypadł z gniazda. Dziewczynka przypatrywała się ptaszkowi i nagle stwierdziła, że jest równie samotna jak on. Spotem zapytała ogrodnika, jak się nazywa. Mężczyzna odparł, że Ben Weatherstaff i też jest samotny, a jego jedynym przyjacielem jest rudzik. Mary wyznała, że nigdy nie miała przyjaciół i nigdy z nikim się nie bawiła. Ogrodnik odpowiedział, że najwyraźniej są ulepieni z jednej gliny, ponieważ oboje nie są urodziwi, mają skwaszone miny i niemiły charakter.

Dziewczynka, po raz pierwszy słysząc tyle prawdy o sobie, zamyśliła się nad jego słowami i poczuła się nieprzyjemnie. Tymczasem rudzik usiadł na gałęzi młodej jabłoni i zaczął śpiewać. Ben roześmiał się, mówiąc, że najwyraźniej ptak chce zaprzyjaźnić się z panienką. Mary odwróciła się, przemawiając do rudzika głosem łagodnym i pełnym ciepła, co zaskoczyło ogrodnika. Stwierdził, że dziewczynka mówi do ptaszka takim samym tonem jak Dick do swoich zwierząt na wrzosowisku. Mary chciała dowiedzieć się więcej o Dicku, lecz w tej samej chwili rudzik przeleciał nad murem, znikając w tajemniczym ogrodzie. Staruszek wyjaśnił, że ptaszek mieszka tam z innymi rudzikami w starych krzakach róż. Dziewczynka zaczęła wypytywać go o furtkę, ale Ben burkliwie odparł, iż nikt jej nie znajdzie i poradził, aby nie wścibiała nosa w nie swoje sprawy. Potem odszedł, nawet na nią nie spojrzawszy.

V Krzyk w korytarzu

Przez kilka następnych dni Mary większość czasu spędzała w ogrodach, biegając po ścieżkach i alejkach. Świeże powietrze sprawiło, że wyglądała zdrowo i rześko. Ze zdziwieniem stwierdziła, że zaostrzył się jej apetyt i bez grymaszenia zjadała na śniadanie owsiankę. Po śniadaniu wychodziła z domu i spacerowała, uważnie przyglądając się różnym rzeczom. Stary ogrodnik najwyraźniej unikał jej towarzystwa i nie miał czasu, aby z nią porozmawiać. Ciekawość ciągnęła ją pod mur, obrośnięty bluszczem. Odkryła, że w jednym miejscu gałęzie nie były przycinane i zastanawiała się, dlaczego tak jest. Kiedy podeszła bliżej, usłyszała radosny świergot i dostrzegła skaczącego po murze rudzika. Roześmiała się i zaczęła podążać za nim. Wreszcie ptak usiadł na tym samym drzewie, na którym zobaczyła go po raz pierwszy. Zaintrygowana myślami o zapomnianym ogrodzie, obeszła cały mur i ponownie stwierdziła, że nie ma w nim żadnej furtki.

Do domu wróciła późno i zmęczona, zasiadła do kolacji. Z przyjemnością słuchała wesołej gadaniny Marthy, prosząc, aby służąca została z nią w pokoju. Po posiłku spytała, dlaczego pan Craven tak bardzo nie lubi ogrodu. Dziewczyna zawahała się, tłumacząc, że pani Medlock zabroniła jej mówić o tym. Potem odparła, że ogród należał do pani Craven i żaden ogrodnik nie mógł tam wchodzić. Państwo spędzali w nim całe godziny, siedząc na ławeczce, stojącej pod starym drzewem. Pewnego dnia wydarzyła się tragedia. Jeden z konarów złamał się i uderzyła panią tak mocno, że zmarła następnego dnia. Od tego czasu pan Craven znienawidził to miejsce i zabronił o nim wspominać. Mary zamyśliła się, wsłuchana w wycie wiatru na wrzosowisku. Po raz pierwszy poczuła serdeczny żal i ogarnęło ją współczucie dla wuja. Nagle odniosła wrażenie, że w oddali słyszy płacz dziecka, dobiegający z wnętrza domu. Spytała Marthę, czy słyszy to samo, lecz dziewczyna zmieszała się, tłumacząc, że to tylko wiatr. Chwilę później ktoś otworzył drzwi na dole i Mary usłyszała wyraźnie przerażający krzyk. Dziewczynka spojrzała na służącą przenikliwie, nie wierząc jej słowom.

VI „A jednak ktoś płakał”

Nazajutrz od samego rana padał deszcz i Mary nie mogła wyjść do ogrodu. Przez jakiś czas przysłuchiwała się opowieściom Marthy o Dicku i jego zwierzętach. Potem wyruszyła na poszukiwania biblioteki, uznając, że i tak nikt nie zainteresuje się tym, gdzie jest. W domu rzadko kogoś spotykała, a pani Medlock najczęściej siedziała w swoim saloniku. Mary widywała ją raz dziennie, lecz gospodyni nigdy nie zainteresowała się tym, co dziewczynka robi i czym się zajmuje. Z czasem Mary nauczyła się samodzielnie ubierać i utwierdziła się w przekonaniu, że jest wychowywana według angielskiego sposobu. Po śniadaniu wyszła z pokoju i zaczęła wędrówkę po mrocznych korytarzach. Po jakimś czasie dotarła do galerii, której ściany zawieszone były wyłącznie portretami. Na jednym z nich dostrzegła podobną do siebie dziewczynkę. Potem przeszła na piętro i przekonała się, że wszystkie drzwi, prowadzące do licznych pokoi są zamknięte.

Naciskała kolejne klamki, aż w końcu jedna z nich drgnęła i Mary weszła do ogromnej sypialni. Nad kominkiem wisiał portret tej samej dziewczynki. Zwiedziła jeszcze kilka innych pomieszczeń i w jednym z nich odkryła gablotę z kolekcją figurek słoni. Zmęczona wędrówką postanowiła wrócić do swojego pokoju, lecz początkowo nie mogła odnaleźć właściwej drogi. Zdezorientowana, zatrzymała się na korytarzu i nagle usłyszała płacz, przypominający wrzask niegrzecznego dziecka. Zaczęła nasłuchiwać, opierając się o ścianę, zakrytą zasłoną i zdumiona stwierdziła, że są za nią jakieś drzwi. W chwilę później otworzyły się i ukazała się w nich zagniewana pani Medlock. Zaskoczona obecnością Mary, chwyciła ją za rękę i pociągnęła za sobą, nie słuchając jej wyjaśnień, że zabłądziła. Gospodyni zaprowadziła ją do sypialni i rozkazała, aby nie opuszczała swego pokoju. Potem wyszła, a dziewczynka, blada ze złości, poprzysięgła, że w końcu dowie się, czyj płacz słyszała.

VII Klucz do ogrodu

Dwa dni później deszcz przestał padać i spoza chmur wyłoniło się błękitne niebo. Mary z zachwytem patrzyła na wrzosowisko, a Martha, czyszcząc kominek, stwierdziła, że panienka w niczym nie przypomina ponurego dziecka, jakim była po przyjeździe z Indii. Dziewczynka wyznała, że pewnego dnia chciałaby poznać jej matkę i Dicka. Służąca obiecała, że porozmawia o tym z mamą, ponieważ zaraz po śniadaniu wybierała się do domu. Po jej odejściu Mary poczuła się osamotniona i wyszła do ogrodu wcześniej niż zazwyczaj. W ogrodzie warzywnym zastała Bena. Nadchodząca wiosna wpłynęła najwyraźniej również na nastrój ogrodnika, ponieważ uśmiechnął się i zaczął opowiadać o roślinach, które wkrótce powinny zacząć kiełkować. W chwilę później nadleciał rudzik i przysiadł tuż obok stóp Mary. Dziewczynka zaczęła głośno zastanawiać się, czy w zapomnianym ogrodzie również kiełkują rośliny, lecz Ben natychmiast stał się dla niej niemiły i odparł, że nikt poza ptakiem nie zaglądał tam od dziesięciu lat. Zamyślona, przeszła do kolejnego ogrodu, wędrując wzdłuż długiego muru. Zauważyła rudzika i ucieszyła się na myśl, że podążył za nią. Zagadując do ptaszka, podeszła do klombu, na którym przysiadł. Uszczęśliwiona, że rudzik pozwolił tak bardzo zbliżyć się do siebie, dostrzegła głęboką jamę, z której wystawało mosiężne kółko. Podniosła je i ze zdumieniem stwierdziła, że trzyma w dłoni stary klucz.

VIII Rudzik wskazuje drogę

Mary długo przyglądała się swemu znalezisku, przekonana, że jest to klucz do tajemniczego ogrodu. Potem schowała go do kieszeni i zaczęła dokładnie oglądać mur, starając się dostrzec cokolwiek poprzez gęstą zasłonę z gałęzi bluszczu. Po bezowocnych poszukiwaniach wróciła do domu w złym humorze, rozgoryczona faktem, że jest tak blisko ogrodu i nie może się do niego dostać. Następnego dnia zjawiła się Martha i Mary z zachwytem wysłuchała jej opowieści o spotkaniu z mamą i rodzeństwem. Potem służąca wyciągnęła spod fartuszka czerwoną skakankę, którą jej mama kupiła dla panienki od wędrownego kramarza. Dziewczynka popatrzyła na prezent, pytając do czego służy. Martha stanęła na środku pokoju i zaczęła skakać, przerzucając sznur nad głową. Mary szybko ubrała się, przerzuciła skakankę przez ramię i już miała wyjść z pokoju, kiedy odwróciła się i niezręcznie podziękowała dziewczynie, wyciągając rękę. Do tej pory nigdy nikomu za nic nie dziękowała i nie wiedziała, jak ma się zachować. Martha niezgrabnie potrząsnęła jej dłonią i roześmiała się, mówiąc, że dziewczynka zachowuje się jak staruszka.

W ogrodzie Mary przez jakiś czas skakała wokół fontanny i wzdłuż ścieżek. W ogrodzie warzywnym dostrzegła Bena, rozmawiającego z rudzikiem. Zbliżyła się do niego w podskokach, pragnąc, aby zauważył jak skacze. Ogrodnik zaczął przyglądać się jej z zainteresowaniem, żartując z jej zaczerwienionych policzków. Potem obiegła ze skakanką wszystkie ogrody, docierając do swojego ulubionego miejsca. Skacząc wzdłuż muru, wypatrzyła rudzika, siedzącego na bluszczu. Uśmiechając się, powiedziała, że skoro pomógł jej odnaleźć klucz, to powinien wskazać również furtkę do opuszczonego ogrodu. Ptaszek usiadł na murze i zaczął śpiewać. W tej samej chwili podmuch wiatru rozchylił gałęzie i Mary dostrzegła okrągłą gałkę. Szybkim ruchem rozgarnęła liście i wyczuła pod dłonią żelazny zamek. Z bijącym sercem włożyła klucz, z trudem przekręciła go i otworzyła furtkę. Odetchnąwszy głęboko, przeszła przez bramkę i zamknęła ją za sobą.

IX Najdziwniejszy dom

Tajemniczy ogród okazał się najpiękniejszym miejscem, jakie mogła sobie wyobrazić. Od wewnątrz mur pokrywały gałęzie pnących róż, które okalały również pnie wszystkich drzew. Mary przez chwilę stała nieruchomo, zachwycona widokiem i ciszą, jaka panowała wokół niej. Potem ruszyła przed siebie, stąpając ostrożnie i przyglądając się pędom roślin. Była ciekawa, czy wszystkie róże, pozbawione przez wiele lat właściwej pielęgnacji, uschły. Przy jednej z altan dostrzegła kilka bladozielonych kiełków, wyłaniających się z ziemi. Wkrótce przekonała się, że na zaniedbanych rabatach pojawiają się wschodzące rośliny. Uszczęśliwiona myślą, że ogród nie jest martwy, zaczęła wyrywać chwasty i trawę. Przez cały ranek pieliła kwietniki, uśmiechając się do towarzyszącego jej rudzika. W porze obiadu pobiegła do domu i z apetytem zjadła dwa kawałki mięsa, wprawiając tym w zdumienie Marthę. Potem usiadła przed kominkiem i wyznała służącej, że chciałaby mieć łopatkę. Zapatrzona w ogień, wyznała, że dom pana Cravena jest dziwny i odludny. W Indiach zawsze otaczali ją ludzie, a tu nie ma do kogo się odezwać oprócz Marthy i Bena, którzy przez większość czasu zajęci są swoimi obowiązkami. Dlatego też chciała mieć jakieś zajęcie i postanowiła zrobić sobie ogródek. Poprosiła Marthę, aby pomogła jej kupić potrzebne przedmioty za pieniądze, które otrzymywała co tydzień od pani Medlock. Dziewczyna zasugerowała, aby napisała list do Dicka, który uda się po wszystko, co będzie chciała, do sklepu. Po południu Mary napisała list do chłopca, z trudem zapisując to, co podyktowała jej Martha. Służąca zapewniła, że brat przyniesie zakupy, co niezmiernie ją ucieszyło, ponieważ już od dawna chciała poznać Dicka. Po chwili dodała, że jej mama zamierza poprosić panią Medlock o zgodę na wizytę Mary w ich domu. Miłe rzeczy, które wydarzyły się tego dnia, wprawiły Mary w błogi nastrój. Wieczorem wyznała służącej, że ponownie słyszała na korytarzu płacz. Martha była wyraźnie zaniepokojona i pospiesznie opuściła pokój, nie odpowiadając na jej pytania. Mary pomyślała, że dom pana Cravena jest najdziwniejszy pod słońcem i natychmiast zasnęła, zmęczona pracą w ogrodzie.

X Dick

Kolejne dni Mary spędzała niezwykle pracowicie, pieląc kwietniki w tajemniczym ogrodzie. Polubiła życie w Misselthwaite, a przebywanie na świeżym powietrzu sprawiało jej ogromną przyjemność. Praca stała się dla niej zabawą, której poświęcała się całym sercem. Przez ten czas zaprzyjaźniła się z ogrodnikiem, który już nie unikał jej towarzystwa. Staruszek ze zdumieniem stwierdził, że dziewczynka wyładniała i wygląda zdrowo. Mary, ośmielona zachowaniem Bena, zaczęła wypytywać go o pielęgnowanie różnych roślin. Szczególnie interesowała się różami, mając nadzieję, że dzięki wskazówkom mężczyzny dowie się, czy róże w tajemniczym ogrodzie zakwitną na wiosnę. Ben odparł, że przed laty pewna młoda pani nauczyła go miłości do róż i od tej pory stara się o nie dbać, choć pozostawione bez opieki rosną dziko. Potem spochmurniał i zniecierpliwiony ciekawością dziewczynki, zakończył rozmowę. Mary oddaliła się i ruszyła szeroką alejką w stronę pobliskiego lasku, stanowiącego część ogromnego parku. Przy bramie usłyszała dziwny dźwięk i postanowiła sprawdzić, skąd pochodzi.

W chwilę później ujrzała niesamowity widok. Pod drzewem siedział chłopiec i grał na fujarce, a obok niego przysiadły dwa króliki, wiewiórka i bażant. Chłopiec zauważył ją i powoli podniósł się, a zwierzęta zniknęły w zaroślach. Przedstawił się jako Dick i podał jej paczuszkę z zakupami. Mary miała wrażenie, że zna go od dawna i szybko zapomniała o swej nieśmiałości. Usiedli na pniu i Dick zaczął pokazywać jej nasionka kwiatów, jakie kupił w sklepie. Nagle uśmiechnął się, dostrzegając rudzika, siedzącego na pobliskim krzewie. Podszedł do ptaszka i zaczął ćwierkać, naśladując jego śpiew. Mary przyglądała mu się z podziwem, a potem spytała, czy rozumie mowę ptaków.

Chłopiec roześmiał się, wyjaśniając, że czasami wydaje mu się, że tak właśnie jest. Potem wrócił do Mary i zaczął objaśniać, jak powinna zasiać i pielęgnować kwiatki. Zaproponował, że pomoże jej, lecz dziewczynka zarumieniła się, nie wiedząc, czy może zdradzić mu swoją tajemnicę. Dick zapewnił, że zawsze dochowuje powierzonej sobie tajemnicy. Mary wyznała mu, że ukradła ogród i nikt nie ma prawa go jej zabrać, ponieważ tylko ona o niego dba. Rozpłakała się z bezsilności, a kiedy uspokoiła się, zaprowadziła chłopca do swojego ogrodu.

XI Gniazdko mysikrólika

Przez kilka minut Dick stał w milczeniu, rozglądając się wokół. Potem szeptem powiedział, że nigdy nie przypuszczał, iż kiedykolwiek zobaczy miejsce, o którym wiele razy wspominała mu Martha. Mary podprowadziła go do róż, dopytując, czy wszystkie uschły. Chłopiec obejrzał krzewy i zapewnił ją, że większość zakwitnie na wiosnę. Zaczęli chodzić między drzewami, a Dick przycinał nożem obumarłe pędy. Mary pomagała mu, starając się nauczyć jak najwięcej. W pewnej chwili zauważył klomb, który wcześniej wypieliła. Pochwalił ją, wyjaśniając, że w tym miejscu wyrosną krokusy, przebiśniegi i narcyzy.

Wspólnymi siłami oczyścili z chwastów kolejne kwietniki. Mary poprosiła Dicka, aby przychodził do ogrodu codziennie i pomógł ożywić jej to miejsce. Chłopiec zapewnił ją, że może na niego liczyć. Uważnie obejrzał mur i stwierdził, że przez ten czas, kiedy ogród był zamknięty, ktoś musiał w nim bywać, dbając o kwiaty i drzewa. Dziewczynka zapewniła go, że furtka była zamknięta, a klucz zagrzebany w ziemi. Zaczęli przygotowywać ziemię pod siew, a Mary opowiedziała o Basilu i przezwisku, jakie dla niej wymyślił. Uśmiechnęła się, mówiąc, że Dick jest jedną z pięciu osób, które polubiła. Roześmiał się głośno, a Mary z powagą spytała, czy ją lubi. Odparł, że tak. Pracowali pilnie do południa, aż rozległ się dzwon, wzywający na obiad. Dziewczynka niechętnie podniosła się i ruszyła w stronę furtki. Nagle zawróciła, pytając, czy Dick nigdy nie wyjawi jej tajemnicy. Chłopiec zapewnił ją, że może być o to spokojna.

XII „Czy mogłabym dostać kawałek ziemi?”

Mary wbiegła do pokoju nieco spóźniona i od razu poinformowała Marthę, że widziała Dicka i bardzo się jej spodobał. Służąca uśmiechnęła się, dopytując się, czy nasionka i narzędzia spodobały się panience. Następnie poradziła, aby Mary porozmawiała z Benem i poprosiła go o kawałek ziemi, na którym mogłaby zasiać swoje roślinki. Dziewczynka wymijająco odparła, że z nikim jeszcze o tym nie rozmawiała. Pospiesznie zjadła obiad i kiedy wstała od stołu, Martha poinformowała ją, że pan Craven wrócił z podróży i chciałby ją zobaczyć. Mary zbladła, nie wiedząc, dlaczego wuj zmienił zdanie. Służąca wyjaśniła, że jej matka porozmawiała z panem Cravenem, przekonując go, aby przed kolejnym wyjazdem poznał Mary.

Wiadomość, że wuj opuszcza dom na wiele miesięcy ucieszyła dziewczynkę. W tej samej chwili do pokoju weszła pani Medlock i rozkazała, by Martha pomogła Mary przebrać się, ponieważ pan Craven czeka na podopieczną w gabinecie. Potem zaprowadziła dziewczynkę do gabinetu, w którym przed kominkiem siedział jakiś mężczyzna. Mary zauważyła, że nie jest garbaty i ma piękną, lecz zarazem bardzo smutną twarz. Pan Craven przywołał ją do siebie, pytając, czy jest jej dobrze w domu. Odpowiedziała twierdząco. Nie patrząc na nią, wyznał, że zapomniał o niej, choć początkowo zamierzał zatrudnić jakąś bonę bądź guwernantkę. Dziewczynka, tłumiąc płacz, poprosiła, aby tego nie robił. Spojrzał na nią zdziwiony, dopytując się, co robi. Wyjaśniła, że większość czasu spędza na świeżym powietrzu i dzięki temu czuje się silniejsza i zdrowsza. Wuj poprosił, żeby nie była tak wystraszona i zapewnił, iż może robić, co zechce, ponieważ chciałby, aby była szczęśliwa i zadowolona. Potem spytał, czy ma jakieś pragnienie, które mógłby spełnić. Mary, jąkając się, poprosiła o kawałek ziemi.

Mężczyzna wstał z miejsca i na jego twarzy pojawił się nikły uśmiech. Powiedział, że Mary przypomina mu kogoś i może wybrać sobie dowolny kawałek ziemi. Pożegnał się z nią i wezwał panią Medlock, nakazując jej, aby pozwalała dziewczynce cieszyć się swobodą. Mary natychmiast pobiegła do swojego pokoju i opowiedziała Marthcie o rozmowie z wujem, wyznając, że okazał się bardzo dobrym człowiekiem. Później udała się do ogrodu i ze smutkiem stwierdziła, że Dick odszedł już do domu. Nagle dostrzegła skrawek papieru, przyczepiony do krzaka róży. Na papierze Dick narysował gniazdo z siedzącym wewnątrz ptakiem i napisał, że wróci.

XIII „Jestem Colin”

Mary wróciła do domu i zasnęła, przekonana, że Dick nazajutrz zjawi się w ogrodzie. W nocy obudziło ją wycie wiatru i odgłos kropel deszczu, rozbijających się o szyby. Zasmucona, ukryła twarz w poduszce i poczuła się bardzo nieszczęśliwa. Leżała, nie mogąc ponownie zasnąć i nagle usłyszała płacz. Nasłuchiwała przez kilka minut, utwierdzając się w przekonaniu, że powinna dowiedzieć się, co to jest. W końcu wyszła na korytarz i skierowała się w stronę miejsca, w którym odkryła kotarę, zasłaniającą jakieś drzwi. Płacz stał się wyraźniejszy, więc otworzyła ostrożnie drzwi i weszła do pokoju.

Znalazła się w dużym pomieszczeniu, urządzonym pięknymi, staroświeckimi meblami. Na łóżku z baldachimem leżał chłopiec, głośno płacząc ze złości. Mary popatrzyła na niego zdumiona, nie wiedząc, czy to jawa czy też sen. Powoli zbliżyła się do łoża, a chłopiec spojrzał na nią przerażony, pytając, czy jest duchem. Mary odparła, że nie. Chłopiec wyjaśnił, że ma na imię Colin i jest synem Archibalda Cravena. Jego słowa zaskoczyły dziewczynkę. Podeszła bliżej, a Colin dotknął jej, upewniając się, że ma przed sobą żywą istotę. Przyznał, że nie wiedział, iż Mary zamieszkała w jego domu, a ojciec nie pozwalał, aby ktokolwiek o nim rozmawiał lub zbliżał się do niego. Potem dodał, że będzie garbaty i na pewno umrze. Mary zdumiała się jeszcze bardziej, dopytując się, czy wuj go odwiedza. Chłopiec odrzekł, że ojciec czyni to rzadko i najczęściej, kiedy on śpi, ponieważ go nienawidzi za to, że matka zmarła przy jego narodzinach.

Mary z żalem stwierdziła, że pan Craven nienawidzi również ogrodu, który tak bardzo kochała jego żona. Colin wyjaśnił, że rzadko opuszcza dom, bo nie lubi, kiedy ludzie mu się przyglądają. Wcześniej nosił żelazny gorset, lecz pewien znany lekarz z Londynu uznał, że to zbyteczne i zalecił mu przebywanie na świeżym powietrzu. Potem poprosił Mary, aby opowiedziała mu o sobie. Dziewczynka rozsiadła się wygodnie w dużym fotelu, odpowiadając na jego liczne pytania. Nie mogła uwierzyć, że Colin mając tyle pięknych zabawek, niczym się nie interesował. Chłopiec odparł, że wszyscy uważają, iż niedługo umrze i każdy musi spełniać jego żądania, gdyż gniew bardzo mu szkodzi. Zainteresował się tajemniczym ogrodem, który został zamknięty dziesięć lat temu, lecz odpowiedzi Mary były zdawkowe i wymijające. Chcąc odwrócić jego uwagę od ogrodu, spytała, dlaczego sądzi, że umrze. Obojętnym głosem wyjaśnił, że odkąd tylko pamięta wszyscy tak uważają. Świadomość, że wkrótce umrze, była dla niego przykra i kiedy czuł się źle, płakał i krzyczał. Potem powrócił do tematu ogrodu i postanowił, że rozkaże, aby go tam zaniesiono. Mary z rozpaczą pomyślała, że wszystko przepadnie.

Z rozpaczą wykrzyknęła, by nic nie mówił służbie, bo wówczas ogród przestanie być tajemnicą. Zaczęła szybko mówić o tym, że mogliby razem przywrócić ogród do życia, pielęgnując róże i inne kwiaty. Zapewniła go, że odszuka furtkę i wówczas będą mogli tam razem chodzić. Colin rozmarzył się, mówiąc, że nigdy nie miał żadnej tajemnicy. Mary uspokoiła się, mając nadzieję, że zdołała przekonać go do zachowania tajemnicy. Zaczęła opowiadać o tym, jak wyobraża sobie ogród, a Colin leżał słuchał jej z uśmiechem, który rozjaśnił jego udręczoną twarzyczkę. Potem poprosił ją, żeby pociągnęła za sznur, wiszący nad kominkiem. Kiedy Mary wypełniła jego polecenie, rozsunęła się jedwabna kotara, odsłaniając portret młodej, pięknej kobiety. Z żalem wyjaśnił, że przedstawia jego matkę, której czasami nienawidzi, ponieważ umarła i przez to wyrządziła mu wielką krzywdę. Mary zaciągnęła zasłonę i wróciła na swoje miejsce. Obiecała, że postara się odwiedzać chłopca, gdy tylko będzie mogła. Colin uznał, że zachowa w tajemnicy fakt, iż ją poznał. Ustalili, że Martha będzie informowała Mary o wyjściach pielęgniarki, która opiekowała się nim. Dziewczynka siedziała przy nim, nucąc hinduską piosenkę, dopóki nie zasnął, po czym wróciła do swojego pokoju.

XIV Młody radża

Rankiem okazało się, że deszcz wciąż padał i Mary nie mogła wyjść z domu. Po południu wezwała do siebie Marthę i wyznała, że w nocy poznała Colina. Służąca przeraziła się, mówiąc, że teraz na pewno straci pracę. Mary uspokoiła ją, tłumacząc, że chłopiec ucieszył się i długo ze sobą rozmawiali. Dziewczyna nie mogła uwierzyć, że panicz pozwolił jej patrzeć na siebie i nie wpadł w furię. Nadal jednak obawiała się gniewu pani Medlock, ale Mary zapewniła ją, że będzie jedynie wypełniała polecenia Colina. Wówczas odetchnęła z ulgą, wyjaśniając, że nikt tak naprawdę nie wie, na co choruje chłopiec.

Po jego narodzinach pan Craven odchodził od zmysłów, a po śmierci żony nie chciał nawet spojrzeć na syna, mówiąc, że będzie garbaty jak on. Przez wiele lat chłopiec leżał w łóżku, a potem nosił specjalny gorset, który zdjęto mu dopiero na polecenie znanego lekarza. Przyznała, że Colin często chorował, jest słaby i rozkapryszony, a po ostatnim wyjściu do ogrodu dostał napadu wściekłości i wysokiej gorączki. Chwilę później zadźwięczał dzwonek i Martha wyszła. Wróciła po paru minutach, oznajmiając, że panicz chce, aby Mary przyszła do niego. Dziewczynka pobiegła z ochotą. Colin siedział na łóżku, wsparty na haftowanych poduszkach. Mary wyznała mu, że Martha obawia się utraty pracy.

Chłopiec zawołał służącą i oznajmił jej, że nie musi bać się pani Medlock, ponieważ wszyscy muszą słuchać wyłącznie jego rozkazów. Potem kazał dziewczynie odejść, a Mary popatrzyła na niego z podziwem.

Rozsiadła się wygodnie w fotelu i odparła, że w Indiach widziała radżę, który do swych sług odzywał się podobnym tonem jak on do Marthy. Potem zaczęła opowiadać o wrzosowisku i Dicku, stwierdzając, że obaj chłopcy są bardzo różni. Colin słuchał jej z błyszczącymi oczami i zarumienionymi policzkami. Z żalem powiedział, że nie może jechać na wrzosowisko, ponieważ niedługo umrze. Mary spojrzała na niego, odnosząc wrażenie, że jest niemal z tego dumny. Nie budził w niej współczucia, a wręcz przeciwnie. Z przekorą rzekła, że w jego sytuacji nie umarłaby na złość tym, którzy mu tego życzą. Nie chciała również uwierzyć, że wuj pragnie śmierci Colina. Była przekonana, że Dick na pewno rozweseliłby chłopca i uznała, że nie chce już rozmawiać o śmierci. Usiadła bliżej i zaczęła opowiadać o rodzinie Marthy, skakance, Benie i rudziku. Jej historyjki rozbawiły Colina i przez parę minut śmiali się bardzo głośno. Rozbawieni, nie zauważyli jak do pokoju weszła pani Medlock w towarzystwie doktora Cravena, kuzyna ojca chłopca. Mężczyzna cofnął się, przestraszony, nie wiedząc, co się dzieje.

Colin spojrzał na nich ze spokojem, oznajmiając, że życzy sobie, aby Mary przychodziła do niego, kiedy tylko będzie miał na to ochotę. Mary dostrzegła, że lekarz jest niezadowolony, lecz nie ma odwagi sprzeciwić się woli pacjenta. Usiadł przy Colinie, starając się wyjaśnić, że wszelkie wzburzenie może okazać się groźne dla jego zdrowia. Następnie zalecił mu, aby unikał przemęczania się i nie zapominał, że jest chory. Chłopiec popatrzył na niego ze złością, mówiąc, że towarzystwo Mary pozwala mu zapomnieć o tym wszystkim. Doktor Craven opuścił pokój, obrzucając zdziwionym spojrzeniem Mary i nie mogąc zrozumieć, w jaki sposób ta milcząca i sztywno siedząca dziewczynka oczarowała Colina. Po chwili pielęgniarka przyniosła kolację, a Mary rozpoczęła swą opowieść o radżach.

XV Budowanie gniazdka

Przez cały tydzień padał deszcz i Mary większość czasu spędziła w towarzystwie Colina. Chłopiec ożywił się, częściej uśmiechał się i nie miewał napadów wściekłości. Wszyscy dostrzegali dobroczynny wpływ dziewczynki na jego zachowanie. Mary polubiła go, lecz nadal nie była pewna, czy może powierzyć mu swoją tajemnicę. Coraz częściej myślała jednak o tym, czy nie można by go wziąć do ogrodu, aby zgodnie z zaleceniami lekarza z Londynu przebywał jak najwięcej na świeżym powietrzu. Sama dostrzegała zmiany, jakie zaszły w jej wyglądzie dzięki przebywaniu w ogrodzie.

Wyglądała teraz zdrowo i w niczym nie przypominała wątłego dziecka, jakim była w dniu przyjazdu z Indii. Obawiała się jednak spotkania Colina z Dickiem, pamiętając, że nie lubi, gdy inni ludzie na niego patrzą. Pewnego dnia spytała kuzyna, dlaczego tak jest. Chłopiec odparł, że kiedy był mały, zawieziono go nad morze i wszyscy przyglądali mu się, a obce panie często głaskały go po głowie, nazywając biednym dzieckiem. Był jednak przekonany, że spojrzenia Dicka nie byłyby dla niego przykre i to uspokoiło Mary.

Kilka dni później Mary obudziła się bardzo wcześnie i dostrzegła, że niebo nad wrzosowiskiem zrobiło się znów błękitne. Ubrała się pospiesznie i wyszła przed dom. Zdumiona zauważyła, że trawa zazieleniła się i zakwitły pierwsze krokusy. Pobiegła do tajemniczego ogrodu i kiedy otworzyła furtkę, ujrzała Dicka w towarzystwie gawrona i małego liska. Chłopiec pracował w pocie czoła. Uśmiechnął się do niej, wyjaśniając, że wstał przed świtem i od razu przyszedł do ogrodu. Potem przedstawił swoje zwierzęta: liska Kapitana i gawrona Sadzę. Mary czuła się tak szczęśliwa, jak nigdy dotąd. Dick oprowadził ją po ogrodzie, pokazując rozkwitające kwiaty i nabrzmiałe pąki liści na różanych krzewach. Nagle zauważyli nadlatującego rudzika. Dick znieruchomiał, szeptem wyjaśniając, że ptak najwyraźniej zakłada gniazdo i muszą być ostrożni, aby go nie spłoszyć. Pracowali w skupieniu, rozmawiając szeptem. Mary wyznała, że poznała Colina.

Okazało się, że Dick wiedział o istnieniu syna pana Cravena. Wspomniał, że wszyscy ludzie, którzy znali mężczyznę, współczuli mu. Ze smutkiem dodał, że pan Craven nie znosi widoku syna, ponieważ Colin przypomina mu ukochaną żonę. Dick, podobnie jak Mary, był zdania, że pobyt na świeżym powietrzu poprawiłby zdrowie Colina i należało zrobić wszystko, by zgodził się wyjść z domu.

XVI „Nie chcę” – powiedziała Mary

Mary, zajęta pracą w ogrodzie, spóźniła się na obiad. Po posiłku zamierzała natychmiast wrócić do Dicka, więc poprosiła Marthę, aby poinformowała Colina, że przyjdzie do niego później. Wybiegła z domu, nie zwracając uwagi na przestraszoną minę służącej. Resztę popołudnia spędziła z Dickiem, oczyszczając drzewa i róże z suchych gałęzi. Rozstali się późnym wieczorem, obiecując, że nazajutrz zjawią się w ogrodzie tuż po wschodzie słońca. Uszczęśliwiona Mary pobiegła do domu, ciesząc się, że będzie mogła opowiedzieć Colinowi o zwierzętach Dicka.

W pokoju czekała na nią zasmucona Martha. Dziewczyna poprosiła ją, aby natychmiast poszła do Colina, ponieważ czekał na nią przez cały dzień. Mary zacisnęła usta, nie rozumiejąc, dlaczego ma rezygnować z robienia tego, na co ma ochotę. Nie zamierzała ulegać kaprysom chłopca i z urażoną miną weszła do jego sypialni. Colin leżał na łóżku i nawet nie odwrócił głowy w jej stronę. Nie patrząc na nią, wyjaśnił, że po południu poczuł się zmęczony czekaniem na nią i wrócił do łóżka. Mary odparła, iż pracowała w ogrodzie z Dickiem. Wówczas zagroził, że zabroni Dickowi przychodzić do posiadłości. Jego wyniosłe słowa rozgniewały dziewczynkę. Oznajmiła, że w takim przypadku nigdy więcej nie odezwie się do niego i nawet on nie będzie w stanie zmusić ją do tego.

Colin nazwał ją wstrętnym samolubem, lecz stwierdziła, że jest najbardziej samolubnym chłopakiem, jakiego zna. Przez parę minut kłócili się zawzięcie i Mary zaczęła zyskiwał przewagę nad kuzynem. Nagle zamilkł, zamknął oczy i rozpłakał się, użalając nad swoim nieszczęściem, chorobą i rychłą śmiercią. Kiedy wykrzyknęła, że nie umrze, oburzył się i kazał jej iść precz. Rozwścieczony, rzucił w nią poduszką. Mary zachowała spokój, oświadczając, że już nigdy do niego nie przyjdzie. Wyszła z pokoju i ze zdziwieniem zauważyła stojącą przed drzwiami pielęgniarkę Colina. Kobieta zaśmiewała się, zakrywając usta chusteczką. Mary spytała ją, z czego się śmieje. W odpowiedzi usłyszała, że choroba chłopca to przede wszystkim histeria i humory, a ich sprzeczka to dla Colina doskonały powód do napadu wściekłości.

Mary wróciła do swego pokoju rozczarowana i w złym humorze. Nie żałowała Colina i nie potrafiła litować się nad nim. Na stole dostrzegła drewniane pudło, a Martha wyjaśniła, że to prezenty, które przysłał dla niej pan Craven. Przesyłka zawierała kilka pięknych książek o ogrodnictwie, gry i prześliczną teczkę do listów z kałamarzem i piórem. Radość z podarunków poprawiła nastrój dziewczynki. Poczuła wdzięczność, ponieważ nie przypuszczała, że wuj pamięta o niej. Postanowiła napisać list do pana Cravena, by podziękować mu za dobroć. Z żalem pomyślała, że gdyby nie kłótnia, to poszłaby teraz do Colina, aby pokazać mu książki i zająć go czymś, żeby nie myślał nieustannie o śmierci. Zachowanie chłopca, sprawdzającego co parę minut plecy, niepokoiło ją. Żył w panicznym lęku, że rośnie mu garb i jedynie Mary zwierzył się, że strach ten był przyczyną jego napadów. Zamyśliła się nad losem chłopca i postanowiła, że jednak pójdzie do niego rano.

XVII Napad

Po kolacji Mary, zmęczona pracą w ogrodzie, położyła się do łóżka i prawie natychmiast zasnęła. Około północy zbudziły ją jakieś wrzaski i w pierwszej chwili nie wiedziała, co się dzieje. Usłyszała szybkie kroki i odgłosy otwierany i zamykanych drzwi. Po chwili domyśliła się, że to Colin krzyczy i zrozumiała, dlaczego pozwalano mu na wszystko. Krzyk chłopca był tak nieprzyjemny, że zaczęła drżeć na całym ciele. Po kilkunastu minutach wrzask stał się dla niej nie do zniesienia i sama wpadła w złość. Zaczęła tupać nogami, krzycząc, że należy powstrzymać Colina.

Nagle do sypialni wbiegła pielęgniarka, prosząc, aby spróbowała uspokoić chłopca. Mary tupnęła nogą, przypominając, że Colin wyrzucił ją z pokoju. Potem, ogarnięta furią, wpadła do niego i kazała mu zamilknąć, krzycząc, że go nienawidzi i chciałaby, żeby zakrzyczał się na śmierć. Colin przestał rzucać się na łóżku i umilkł, cicho szlochając. Mary tupnęła ponownie nogą i wykrzyczała, że jego choroba to tylko histeria. Popatrzył na nią przerażony, zawodząc, że poczuł coś na plecach. Wtedy rozkazała pielęgniarce, aby podeszła i odsłoniła plecy Colina. Kobieta popatrzyła na nią z podziwem i zbliżyła się do łóżka. Podniosła koszulę chłopca, a Mary pochyliła się nad jego plecami, oglądając je w skupieniu.

Po chwili oznajmiła, że nic na nich nie ma i prawdopodobnie poczuł pod palcami kręgi, ponieważ jest bardzo chudy. Jej słowa zrobiły na chłopcu ogromne wrażenie. Przez wiele lat cierpiał, przekonany, że będzie garbaty i nagle rozbudziła się w jego sercu nadzieja, że Mary być może ma rację. Pielęgniarka nieśmiało wtrąciła, że nie przypuszczała, iż panicz sądzi, że jest garbaty. Gdyby zapytał ją wprost, to wyjaśniłaby mu, że ma jedynie słaby kręgosłup od długotrwałego leżenia. Chłopiec uspokoił się zupełnie i po chwili zapytał pielęgniarkę, czy będzie żył. Zapewniła go, że będzie zupełnie zdrowy, jeśli dostosuje się do zaleceń lekarza z Londynu.

Napad minął i Colin nieśmiało wyciągnął rękę do Mary, którą ujęła na znak pojednania. Obiecał jej, że wyjdzie z nią na dwór i chętnie pozna Dicka. Dziewczynka przysunęła fotel do jego łóżka i odesłała pielęgniarkę. Colin spytał, czy odnalazła jakąś wskazówkę, umożliwiającą odszukanie tajemniczego ogrodu. Był przekonany, że jeśli wejdzie do ogrodu, to wyzdrowieje. Mary odparła, że tak i poprosiła, aby zamknął oczy. Zaczęła opowiadać o ogrodzie, a jej łagodny głos sprawił, że chłopiec wkrótce zasnął.

XVIII „Nie traćmy czasu”

Następnego dnia Mary obudziła się późno. Podczas śniadania Martha poinformowała ją, że Colin jest spokojny, lecz ma gorączkę. Po raz pierwszy grzecznie poprosił, aby Mary przyszła do niego, więc dziewczynka ubrała się i w kapeluszu na głowie weszła do jego pokoju. Na jego wymizerowanej twarzy pojawiło się rozczarowanie, kiedy Mary oznajmiła, że wybiera się na spotkanie z Dickiem. Obiecała jednak, że zaraz wróci i wtedy opowie mu, czego dowiedziała się o tajemniczym ogrodzie. Natychmiast ożywił się i wyznał, że tej nocy śnił o tym miejscu. Następnie Mary pobiegła do ogrodu, gdzie czekał już na nią Dick. Tym razem, oprócz Kapitana i Sadzy, towarzyszyły mu dwie oswojone wiewiórki: Orzeszek i Łupinka. Usiedli na trawie, a Mary opowiedziała mu o nocnym ataku Colina.

Dick współczuł chłopcu i uznał, że powinni jak najszybciej sprowadzić go do ogrodu. Dziewczynka postanowiła porozmawiać z kuzynem i spytać go, czy miałby ochotę poznać Dicka i jego zwierzątka. Potem wróciła do Colina, choć z ciężkim sercem opuszczała wesołe towarzystwo. Usiadła przy łóżku, zabawiając chłopca gwarą jorkszyrską, której nauczyła się od Dicka i Marthy. Co chwilę wybuchali śmiechem, wprawiając w zdumienie panią Medlock, która zajrzała do pokoju. Nagle Colin zamyślił się i wyznał, że chciałby być przyjacielem zwierząt, ponieważ nigdy do tej pory z nikim nie przyjaźnił się i nie znosi ludzi. Mary powiedziała, że ona również nie lubiła innych, lecz zmieniła się dzięki przyjaźni z Dickiem.

Ujęła chłopca za ręce i uroczystym tonem oznajmiła mu, że nazajutrz spotka się z Dickiem i jego zwierzątkami. Widząc, jak bardzo uszczęśliwiła go ta wiadomość, dodała, że znalazła furtkę do tajemniczego ogrodu. Przez jakiś czas opowiadała o tym, jak wyobraża sobie ogród. Kiedy zamilkła, Colin stwierdził, że ma wrażenie, jakby opowiedziała mu o tym, co widziała. Dziewczynka zawahała się i wyznała, że od kilku tygodni codziennie chodzi go ogrodu, lecz wcześniej nie mówiła mu prawdy, ponieważ nie wiedziała, czy może mu zaufać.

XIX „Nadeszła chwila”

Doktor Craven, wezwany do Colina po nocnym napadzie, zjawił się w Misselthwaite dopiero po południu. Szczerze nie znosił wizyt u rozhisteryzowanego i zawsze nadąsanego chłopca, przy którym należało zważać na każde słowo. Nie ukrywając swego rozdrażnienia, wypytał panią Medlock o stan pacjenta i wszedł do jego pokoju. To, co ujrzał, bardzo go zadziwiło. Colin siedział na sofie, ładnie ubrany i zupełnie wyprostowany, zajęty oglądaniem książek z Mary. Na jego widok dzieci zamilkły, a na twarzy chłopca pojawił się gniew. Zdecydowanym tonem oświadczył, że zamierza pojechać w fotelu na kółkach do ogrodu. Mężczyzna usiadł przy nim i zbadał puls, dziwiąc się zmianie, jaka zaszła w wyglądzie i zachowaniu Colina. W pierwszej chwili z goryczą pomyślał, że malec wyzdrowieje, odbierając mu nadzieję na odziedziczenie majątku po panu Cravenie. Zawsze jednak kierował się dobrem chłopca i z troską zaczął dopytywać się, kto będzie pchał fotel. Mary wyjaśniła, że wszystkim zajmie się Dick, co nieco uspokoiło lekarza.

Tego dnia wizyta doktora Cravena była krótka i bardzo różniła się od poprzednich. Nie musiał uspokajać Colina ani nie przepisał mu żadnego lekarstwa. Zszedł zamyślony do biblioteki, by porozmawiać z panią Medlock, która również z trudem wierzyła w zmianę w zachowaniu chłopca. Stwierdził, że nastąpił zwrot w stanie zdrowia malca i przyznał, że Mary ma na niego bardzo pozytywny wpływ.

Następną noc Colin przespał spokojnie, a po przebudzeniu leżał, delikatnie uśmiechając się. Miał wrażenie, że jest mu dobrze i po raz pierwszy od dawna nie żałował, że się obudził. Rozmyślał o planach, jakie ustalili poprzedniego dnia z Mary i o ogrodzie, o którym tyle już słyszał. Kilka minut później do pokoju wbiegła Mary z twarzą zarumienioną od ciepłych powiewów wiatru. Pachniała świeżością i Colin poprosił, aby otworzyła okno, ponieważ sam chciał również poczuć zapach wiosny. Dziewczynka natychmiast spełniła jego prośbę, radząc, aby oddychał głęboko. Potem zbliżyła się do łóżka i zaczęła opowiadać o rozkwitających kwiatach i małym jagniątku, które Dick znalazł na wrzosowisku kilka dni wcześniej. Razem zasiedli do śniadania, które Colin zjadł z apetytem. Chwilę później zjawił się Dick, prowadząc swoje zwierzęta. Colin przyglądał mu się z podziwem i radością, nie potrafiąc odezwać się ani słowem. Dick śmiało zbliżył się do sofy i położył na kolanach chłopca jagniątko. Potem nakarmił je butelką ze smoczkiem, opowiadając o tym, jak znalazł zwierzątko w krzakach janowca. Colin, ożywiony towarzystwem chłopca, chciał jak najszybciej wszystko zobaczyć, a Mary z powagą stwierdziła, że nie powinni tracić czasu.

XX „Będę zawsze żył! Zawsze! Zawsze!”

Minęło kilka dni, a wietrzna pogoda uniemożliwiała pierwszą wyprawę Colina do tajemniczego ogrodu. Dick i Mary codziennie odwiedzali chłopca i planowali, w jaki sposób przewiozą do przez ukrytą furtkę tak, aby nikt nie zorientował się, gdzie przebywają. Tymczasem wiadomości o przyjaźni dzieci obiegły służbę i wszyscy byli ciekawi, co tak naprawdę dzieje się w pokoju panicza, którego do tej pory widzieli tylko nieliczni. Pewnego dnia Colin wezwał do siebie ogrodnika, pana Roacha. Mężczyzna wszedł do pokoju i stanął przed chłopcem, obrzucając przelotnym spojrzeniem Dicka, karmiącego jagnię oraz Mary, siedzącą na podnóżku.

Colin oświadczył, że po południu zamierza wybrać się do ogrodu i nie życzy sobie, aby ogrodnicy kręcili się w pobliżu wielkiej alei i murów ogrodowych. Skinieniem ręki, niczym młody radża, odesłał ogrodnika, który ukłonił się i wyszedł na korytarz, mimowolnie uśmiechając się na wspomnienie zachowania panicza. Jakiś czas później służący zniósł Colina ze schodów i usadowił go w fotelu na kółkach, przy którym stał Dick. Ruszyli ścieżką, prowadzącą w głąb ogrodów i zgodnie z zaleceniami chłopca przez całą drogę nie zobaczyli nikogo ze służby. W końcu dotarli do ukrytej wśród gałęzi bluszczu furtki i Mary objaśniła kuzynowi, w jaki sposób dzięki rudzikowi odnalazła wejście do ogrodu. Następnie uroczyście otworzyła bramkę, a Dick przeprowadził przez nią fotel. Wzruszony Colin zakrył oczy dłońmi i odsłonił je dopiero wówczas, kiedy Dick zatrzymał fotel. Promienie słońca ozłociły jego bladą buzię w chwili, gdy zawołał, że będzie zdrów i zawsze będzie żył.

XXI Ben Weatherstaff

Budząca się z zimowego snu przyroda wpłynęła kojąco na Colina, który miał wrażenie, że cały świat pokazał mu swe piękno i wspaniałomyślność. Dick ustawił fotel pod kwitnącą śliwą, aby mógł przyglądać się ich pracy. Po jakimś czasie zasiedli obok niego i Dick miał zamiar zagrać na fujarce, kiedy Colin dostrzegł ogromne drzewo z odłamanym konarem. Zaciekawiony, spytał się, czy drzewo jest martwe i zaczął zastanawiać się, co stało się z gałęzią. Zapadła niezręczna cisza, a Dick szybko odwrócił uwagę chłopca, wskazując na rudzika, który pojawił się w pobliżu swego gniazda. Na widok ptaszka, znoszącego pożywienie samiczce, Colin poczuł się głodny i poprosił Mary, aby przyniosła z domu koszyk z prowiantem na podwieczorek.

Z apetytem zjedli posiłek, obserwując powoli zachodzące słońce. Colin uznał, że powinien już wrócić do domu, lecz zapewnił, iż będzie wracał tu przez następne dni. Dick odparł, że chciałby, aby panicz biegał jak wszyscy i uznał, że jest to możliwe. Chłopiec przyznał, że nogi nigdy go nie bolały, lecz są słabe i obawia się na nich stanąć. Nagle dostrzegł jakiegoś mężczyznę, który pojawił się nad murem. Przerażony, wskazał go Mary i Dickowi, którzy podeszli bliżej i rozpoznali Bena Weatherstaffa. Staruszek stał na drabinie po drugiej stronie muru i z oburzeniem wygrażał się dziewczynce, nazywając ją wścibską i nieposłuszną.

Mary starała się wyjaśnić, że to rudzik pokazał jej drogę do ogrodu, lecz ogrodnik nie chciał jej uwierzyć. Nieoczekiwanie zamilkł, przyglądając się Dickowi, który na prośbę Colina podprowadził fotel pod ogrodzenie. Panicz spojrzał na niego wyniośle, pytając, czy wie, kogo ma przed sobą. Ben przetarł oczy i drżącym głosem odparł, że w twarzy malca patrzą na niego oczy pani, więc ma przed sobą biednego panicza kalekę. Colin zaczerwienił się i nagłym ruchem wyprostował się, z wściekłością wykrzykując, że nie jest kaleką.

Mary gorliwie potwierdziła jego słowa. Ogrodnik zdziwił się jeszcze bardziej, dopytując, czy chłopiec nie ma garbu i czy nie jest kulawy. Jego słowa oburzyły Colina. Zrzucił pled, okrywający jego nogi i zawołał Dicka. Wspierając się na ramieniu przyjaciela, stanął wyprostowany. Ben rozpłakał się, dziękując Bogu, że pogłoski o stanie zdrowia panicza okazały się kłamstwem. Colin oznajmił, że w czasie nieobecności ojca, jest tu panem i rozkazał, aby staruszek przyszedł do nich. Ben z trudem oderwał wzrok od wyprostowanej postaci chłopca, stojącego z dumnie podniesioną głową i szybko zszedł z drabiny.

XXII O zachodzie słońca

Mary pobiegła po Bena, a Dick został przy Colinie, z uwagą przypatrując się stojącemu nadal chłopcu. Colin nie czuł zmęczenia i z dumą stwierdził, że może stać. Ostrożnie podszedł do pobliskiego drzewa i oparł się o nie. Gdy Mary i ogrodnik zbliżyli się do niego, rozkazał, aby mężczyzna przyjrzał mu się dobrze i przekonał się, czy jest kaleką. Ben odparł, że w paniczu jest wiele energii i życia, a wszystkie plotki okazały się wierutnymi kłamstwami.

Chłopiec zasiadł na rozłożonym pod drzewem pledem. Staruszek wyjaśnił mu, że ogród należał do jego matki i przez wiele lat każdego roku przechodził przez mur, aby pielęgnować ukochane róże pani, spełniając w ten sposób jej prośbę. Colin ujął łopatkę, którą przyniosła Mary i zaczął niezdarnie przekopywać ziemię. Wszyscy obserwowali w milczeniu jego pracę, a kiedy uśmiechnął się, mówiąc, że to dopiero pierwszy dzień w ogrodzie, a już chodził i pracował, Ben zaproponował, że przyniesie doniczkę z różą, aby mógł ją posadzić. Parę minut później chłopiec zasadził różę, a potem podniósł się, by spojrzeć na zachodzące słońce.

XXIII Czary

W domu na Colina czekał doktor Craven. Kiedy dzieci wróciły z ogrodu, mężczyzna zaczął bacznie przyglądać się małemu pacjentowi, stwierdzając, że nie powinien przemęczać się. Colin rozkazującym tonem odparł, że zamierza codziennie wychodzić na świeże powietrze i nierozsądnym byłoby zakazywać mu czegokolwiek. Mary w milczeniu obserwowała kuzyna, dostrzegając, że w stosunku do dorosłych zachowuje się bardzo niestosownie, a swoim uporem sprawił przykrość lekarzowi. Po wizycie doktora uznała, że Colin zachował się grubiańsko i to, że ludzie nie mogli się sprzeciwić jego woli, sprawiło, że wyrósł na dziwadło. Chłopiec zamyślił się i po chwili z uśmiechem rzekł, że nie będzie już dziwadłem i zmieni się pod wpływem ogrodu.

W ciągu następnych dni w tajemniczym ogrodzie zaszły ogromne zmiany. Kwitnące kwiaty tworzyły barwny kobierzec, nasycając swym zapachem wiosenne powietrze. Mary, Dick i Ben sadzili nowe rośliny, a Colin większość czasu spędzał na obserwowaniu przyrody. Pewnego popołudnia oświadczył, że pragnie przeprowadzić pewne doświadczenie, ponieważ postanowił, że kiedy dorośnie, będzie naukowcem. Uznał, że w ogrodzie dzieją się czary, które sprawiły, że stanął na nogach i czuł się szczęśliwym. Teraz chciał zmusić czarodziejskie moce, aby wstąpiły w niego i uczyniły go silnym. Poprosił, aby każdego wieczoru myśleli o nim, aby przyciągnąć energię magii.

Stary ogrodnik popatrzył na niego z uwielbieniem, stwierdzając, że jest rozumnym chłopcem. Zasiedli po turecku pod drzewem, a zwierzątka Dicka zbliżyły się do nich, co utwierdziło Colina w przekonaniu, że nawet one chcą im pomóc. Przez jakiś czas kołysali się rytmicznie niczym derwisze, a chłopiec nucił piosenkę. Ben zapadł w sen i kiedy Colin zamilkł, przebudził się, sądząc, że jest w kościele.

Potem Colin oznajmił, że obejdzie ogród dookoła i powoli ruszył przed siebie, wspierając się na ramieniu Dicka, a Mary i staruszek szli obok. Chłopiec niejednokrotnie odpoczywał, przysiadając na ławeczkach, lecz nie dawał za wygraną, póki nie wypełnił swego postanowienia. W końcu usiadł ponownie pod drzewem i z radością wykrzyknął, że czary poskutkowały. Uszczęśliwiona Mary była ciekawa, jak zareaguje doktor Craven, gdy dowie się, że Colin jest zdrowy i może chodzić. Chłopiec odparł, że na razie będzie to ich tajemnicą, dopóki nie wzmocni się na tyle, by swobodnie biegać. Zamierzał zrobić niespodziankę ojcu i chciał po jego powrocie wejść do gabinetu, oznajmiając, że jest taki jak inni chłopcy. Podjął decyzję, że każdego dnia będzie gimnastykował się, by jak najszybciej odzyskać siłę w osłabionych nogach.

XXIV „Niech się śmieją”

Każdego dnia, wczesnym rankiem i po zachodzie słońca, Dick pracował w ogrodzie, znajdującym się w pobliżu jego domu. Uprawiał tam warzywa dla swojej matki, a pani Sowerby z dumą obserwowała syna, który w czasie kopania bądź pielenia pogwizdywał wesoło lub śpiewał piosenki. Po kolacji siadała na kamiennym murku, aby odpocząć i wysłuchać opowieści chłopca o tym, co wydarzyło się w Misselthwaite. Oprócz Bena, tylko ona poznała tajemnicę dzieci, które uznały, że mogą jej zaufać. Pewnego wieczoru Dick opowiedział jej o tym, jak Mary odnalazła klucz i furtkę, o zmianach, jakie zaszły w Colinie i zajściu z ogrodnikiem.

Pani Sowerby uznała, że przyjazd dziewczynki okazał się zbawienny nie tylko dla niej, ale również dla schorowanego i rozkapryszonego panicza. Dick przyznał, że chłopiec czuje się coraz lepiej i musi udawać przed służbą, aby nikt nie domyślił się, że jest zdrowy i silny. Matka śmiała się serdecznie, słysząc, w jaki sposób Colin narzeka i użala się nad sobą, przebywając w domu.

Wkrótce pielęgniarka i doktor Craven dostrzegli, że Colin ma lepszy apetyt i nabrał ciała. Lekarz wypytywał go, dokąd Dick go wozi i stwierdził, że przebywanie na świeżym powietrzu najwyraźniej mu służy. Był przekonany, że pan Craven będzie szczęśliwy, kiedy dowie się o lepszym stanie zdrowia syna. Chłopiec, słysząc, że wuj chce powiadomić ojca, rozgniewał się, krzycząc, że nie życzy sobie, aby ktokolwiek pisał o nim do ojca. Mężczyzna uspokoił go, mówiąc, że nie zrobi nic bez jego zgody. Po wyjściu z pokoju poinformował pielęgniarkę, że malec czuje się dobrze, ale wciąż łatwo wpada w złość i nie należy go irytować.

Słowa lekarza zaniepokoiły Colina i Mary. Postanowili udawać przed służbą i mniej jadać, co okazało się bardzo trudne. Praca w ogrodzie zaostrzyła ich apetyt i nieustannie odczuwali głód. Na szczęście pani Sowerby postanowiła im pomóc i codziennie przysyłała im przez Dicka bańkę z mlekiem i świeżo upieczone bułeczki. Dobroć kobiety wzruszyła dzieci, które były wdzięczne za okazane im serce. Mary doskonale wiedziała, że matka Dicka musi wyżywić czternastoosobową rodzinę i dlatego oddała jej swoje zaoszczędzone szylingi. Dick kupował również jajka i ziemniaki, które piekli w lesie, zaspokajając głód.

Mijały kolejne dni. Każdego poranka dzieci odprawiały czary, siedząc pod drzewem, a następnie Colin gimnastykował się. Dzięki ćwiczeniom nabrał siły i przechadzki nie męczyły go tak, jak dawniej. Pani Medlock, doktor Craven i pielęgniarka nie mogli nadziwić się, w jaki sposób dzieci przybierają na wadze, skoro w domu jedzą tak niewiele. Gospodyni była coraz bardziej zaniepokojona, bojąc się, że w końcu umrą z głodu. Informacja, że Colin prawie nic nie je, zmartwiła również lekarza. Starał się wyjaśnić chłopcu, że stan jego zdrowia pogorszy się, jeśli nie zacznie normalnie się odżywiać. Po wizycie spytał panią Medlock, czy istnieje możliwość, że ktoś potajemnie karmi dzieci, lecz kobieta zaprzeczyła. W końcu doktor Craven uznał, że nie ma czym się zamartwiać, skoro Colin wygląda na zdrowego i bardzo się zmienił. Pani Medlock przyznała, że Mary również jest inną dziewczynką niż ta, która przyjechała z Indii. Przypuszczała, że dobroczynny wpływ na zachowanie dzieci ma śmiech, więc lekarz zgodził się z tym, mówiąc, żeby śmiały się jak najwięcej.

XXV Zasłona

Tymczasem tajemniczy ogród rozkwitał coraz bardziej i każdego dnia dzieci odkrywały nowe cuda. W gniazdku rudzika pojawiły się jajka, które troskliwie wysiadywała samiczka. Początkowo ptaszek był nieufny, nie obawiając się jedynie Dicka. Z czasem przysiadywał na gałęziach, przyglądając się Colinowi, który coraz sprawniej biegał, kopał ziemię i pielił kwietniki. W deszczowe dni Mary i Colin zostawali w domu, co dla chłopca stało się prawdziwą udręką. Nie potrafił teraz spokojnie leżeć w łóżku, lecz nie mógł swobodnie poruszać się po domu, ponieważ w ten sposób zdradziłby wszystkim, że jest już zupełnie zdrowy.

Wówczas Mary uznała, że mogą zwiedzać niezamieszkaną część domu, gdzie nikt nie będzie mógł ich zobaczyć. Lokaj zawiózł chłopca do galerii obrazów, gdzie Colin mógł pobiegać i poćwiczyć. Potem wędrowali po kolejnych pokojach, odkrywając coraz to nowe korytarze i schody. Po powrocie do pokoju Colina z apetytem zjedli śniadanie. Nagle Mary zauważyła, że zasłona, zakrywająca portret pani Craven, została odsunięta na bok. Chłopiec wyjaśnił, że wcześniej nie mógł znieść widoku roześmianej matki, ponieważ był nieszczęśliwy. Teraz jednak ma wrażenie, że matka uśmiecha się, widząc, że jest zdrowy i silny. Mary stwierdziła, że kuzyn jest bardzo podobny do mamy. Colin zamyślił się i po chwili odparł, że gdyby tak było, to ojciec kochałby go i nie byłby taki smutny.

XXVI „To matka”

Pewnego ranka Dick zjawił się w tajemniczym ogrodzie później niż zazwyczaj. Natychmiast zabrali się do pielenia, wyrywając chwasty, które wzeszły po deszczu. Nagle Colin wstał i poprosił, aby spojrzeli na niego. Wyjaśnił, że przypomniał sobie pierwszy dzień, kiedy przywieźli go do ogrodu i nadal nie mógł uwierzyć, że jest zdrowy i może chodzić. Z radością wykrzykiwał, że będzie żył, a Ben zaproponował, że powinien zaśpiewać jakiś psalm dziękczynny. Chłopiec nie znał jednak żadnej pieśni, więc poprosił Dicka, żeby coś zaśpiewał. Dick spełnił jego prośbę, śpiewając czystym głosem psach pochwalny, a Colin słuchał go wzruszony i zachwycony.

Nagle na ścieżce, prowadzącej od furtki, ukazała się jakaś kobieta. Dick dostrzegł ją i podbiegł, wołając, że to jego matka. Mary i Colin zbliżyli się do niej z bijącymi sercami. Chłopiec przywitał się, wyjaśniając, że chciał ją poznać już wtedy, gdy leżał w łóżku. Pani Sowerby uśmiechnęła się łagodnie, przyglądając się ze łzami w oczach malcowi.

Stwierdziła, że Colin jest bardzo podobny do swojej matki i ojciec na pewno go pokocha. Poradziła, aby przebywał jak najwięcej na świeżym powietrzu i odżywiał się dobrze, a wkrótce będzie zdrowy i silny. Potem zbliżyła się do Mary i powiedziała, że dziewczynka również rośnie zdrowo i niedługo będzie równie śliczna jak jej matka. Dzieci oprowadziły kobietę po ogrodzie, opowiadając historię tego miejsca. Potem zasiedli pod drzewem i żartując, zajadali się przysmakami, które przyniosła matka Dicka. Pani Sowerby powiedziała, że wkrótce nie będą musieli udawać, że Colin jest chory, ponieważ pan Craven wróci do domu. Po posiłku podniosła się, by pożegnać się i odwiedzić panią Medlock. Colin przytulił się do niej, wyznając, że chciałby, aby była jego matką. Kobieta pochyliła się nad nim i objęła go, mówiąc, że jego matka jest w ogrodzie i czuwa nad nim.

XXVII W ogrodzie

Przyjazd Mary do Misselthwaite okazał się dla niej zbawienny. Z niemiłego, niedobrego i egoistycznego dziecka przeobraziła się w ładną, zdrową i uśmiechniętą dziewczynkę, potrafiącą okazywać uczucia i wrażliwą na otaczający świat. Pod jej wpływem zmiany zaszły również w wyglądzie i usposobieniu Colina, który przestał rozmyślać o swoich lękach i chorobach i zaczął spędzać większość dnia na świeżym powietrzu, odzyskując zdrowie i siły.

Niemałą rolę w przemianie dzieci odegrał tajemniczy ogród, który dzięki ich wysiłkowi i pracy wrócił do życia po latach zapomnienia. W tym czasie pan Archibald Craven przebywał na obczyźnie, samotnie przemierzając norweskie fiordy i skaliste góry Szwajcarii. Od dziesięciu lat żył w bezgranicznej udręce, zatruwając swój umysł czarnymi myślami i bolesnymi wspomnieniami. Uciekał przed swym bólem jak najdalej od domu, zaniedbując obowiązki i syna. Od dnia, w którym poznał Mary w swoim pokoju, nigdzie nie mógł znaleźć swojego miejsca. Ludzie postrzegali go jako melancholika, otoczonego aurą smutku. Pewnego dnia, kiedy przebywał w dolinie Tyrolu, poczuł, że dzieje się z nim coś niezwykłego. Po całodziennej wędrówce przysiadł na mchu nad brzegiem strumienia. Zasłuchany w cichy szmer wody, po raz pierwszy od dziesięciu lat poczuł, że jego myśli ogarnia błogi spokój. Dostrzegł kwitnące niezapominajki i uświadomił sobie, że dawniej lubił się im przyglądać. Po jakimś czasie wstał, mając wrażenie, że zbudził się ze snu. Zdumiony stwierdził, że czuje się tak, jakby powracał do życia. Tego samego dnia Colin po raz pierwszy znalazł się w tajemniczym ogrodzie, krzycząc, że będzie zawsze żył.

Następnej nocy smutek jednak powrócił i pan Craven wyruszył w dalszą drogę. Coraz częściej jednak ból, jaki odczuwał, ustępował, a mężczyzna zaczął czuć, że powoli wraca do życia. Jesienią udał się nad jezioro Como, gdzie odzyskał zdrowie i siły. Czasami myślał o synu, zastanawiając się, czy nie nadszedł czas, aby wrócić do domu.

Pewnego dnia wybrał się na spacer i zawędrował nad jezioro. Usiadł na niewielkim tarasie nad brzegiem wody, chłonąc otaczającą go ciszę. Zapadł w sen, który wydał mu się tak realny, że miał wrażenie, iż jest całkowicie przytomny. W oddali usłyszał głos zmarłej żony, wypowiadający jego imię i przywołujący go do ogrodu. Obudził się rano, dostrzegając służącego z tacą, na której leżały listy. Odebrał korespondencję i zamyślił się, przypominając sobie swój sen. Zerknął na trzymane w ręku listy i zauważył, że jeden z nich jest z Anglii. Zaskoczony, przeczytał kilka słów, napisanych przez Susan Sowerby. Kobieta sugerowała mu powrót do domu, dodając, że będzie szczęśliwy i tego również życzyłaby sobie jego żona. Wrócił do willi i wydał polecenie służbie, nakazując przygotować wszystko na powrót do Misselthwaite.

Przez całą drogę do Anglii rozmyślał o Colinie. Do tej pory starał się o nim zapomnieć, nieustannie rozpamiętując dramatyczne dni, podczas których tracił zmysły, nie mogąc pogodzić się z myślą, że dziecko żyje, a jego ukochana żona zmarła. Nie chciał widzieć chłopca, a kiedy w końcu poszedł, aby go zobaczyć, pokazano mu wątłego i brzydkiego noworodka. Wówczas wszyscy byli przekonani, że dziecko umrze w ciągu najbliższych dni, lecz czas mijał, a Colin nadal żył. Pan Archibald uważał, że syn wyrośnie na kalekę i nie potrafił rozbudzić w sobie ojcowskich uczuć. Zapewnił chłopcu opiekę, sprowadził najlepszych lekarzy, otoczył luksusem i pięknymi zabawkami. Pogrążony w rozpaczy, nie potrafił zmusić się do wizyt w pokoju Colina.

Udał się więc w roczną podróż, a po powrocie ujrzał ponownie malca, który popatrzył na niego oczami ukochanej żony. Tego widoku nie potrafił znieść i od tej pory unikał spotkań z synem, odwiedzając go sporadycznie w nocy, kiedy spał. Był przekonany, że Colin jest nieuleczalnym kaleką o histerycznym usposobieniu i należy mu we wszystkim ustępować. Tego dnia, zbliżając się do domu, po raz pierwszy pomyślał, że może wszystko jest stracone i nic już nie da się naprawić. Zastanawiał się, co skłoniło Susan Sowerby do napisania listu i w jego sercu zrodziła się obawa, że Colin jest ciężko chory. Postanowił odwiedzić kobietę, lecz nie zastał jej w domu, a dzieci poinformowały go, że Dick chodzi do Misselthwaite, gdzie pracuje w ogrodzie. Uśmiechnął się do nich i wrócił do powozu, przypominając sobie dziwny sen. Postanowił odszukać klucz, czując, że musi wejść do ogrodu, który tak bardzo kochała jego żona.

Wreszcie dotarł do domu i wezwał panią Medlock. Zjawiła się natychmiast, dziwnie niespokojna. Spytał o Colina, a gospodyni odparła, że panicz jest inny i wszyscy nie mogą nadziwić się odmianie, jaka w nim zaszła. Pokrótce opowiedziała o tym, że chłopiec w towarzystwie Mary i Dicka spędza większość czasu na świeżym powietrzu, wygląda lepiej i często się śmieje. Potem wyjaśniła, że chłopiec jest w ogrodzie, lecz nikt nie wie gdzie, ponieważ zakazał komukolwiek zbliżać się do siebie.

Pan Craven odesłał ją i po chwili wyszedł z pokoju. Skierował się w stronę furtki, idąc tą samą drogą, którą przemierzyła Mary w dniu, kiedy odkryła tajemniczy ogród. Zatrzymał się przy fontannie, starając się przypomnieć miejsce, w którym zakopał klucz. Nagle usłyszał radosny śmiech i tupot stóp. Zdezorientowany rozejrzał się wokół, z trudem dowierzając, że odgłosy te dobiegają z ogrodu, który od wielu lat był zamknięty. Po chwili odgłos kroków stał się wyraźny, furtka otworzyła się i wybiegł z niej chłopiec, wpadając prosto w jego ramiona, które rozpostarł odruchowo, aby uchronić malca przed zderzeniem. Zdumiony przyjrzał się ładnemu dziecku o zdrowej i rumianej twarzy. Chłopiec z uśmiechem spojrzał na niego szarymi, wesołymi oczami, na których widok mężczyzna zadrżał. Colin, który zupełnie inaczej wyobrażał sobie spotkanie z ojcem, wyprostował się i odważnie spojrzał na niego, wyjaśniając, że jest już zdrów i sprawiły to czary ogrodu. Potem spytał, czy jest zadowolony. Pan Craven nie krył wzruszenia, widząc swojego synka, który był normalnym, zdrowym i silnym chłopcem. Objął go, prosząc, aby zaprowadził go do ogrodu i opowiedział mu o wszystkim.

Przytuleni do siebie przeszli przez furtkę. Pan Craven rozejrzał się wokół, mówiąc, że sądził, iż ogród zmarniał. Potem wysłuchał niesamowitej opowieści o tym, co wydarzyło się podczas jego długiej nieobecności. Uśmiechał się, mając łzy w oczach, słuchając radosnego głosu Colina.

Jakiś czas później Ben Weatherstaff, stojący w oknie, wychodzącym na dziedziniec, był świadkiem niezwykłego wydarzenia. W oddali dostrzegł Colina, idącego obok pana Cravena w stronę domu. Pani Medlock, krzątająca się po kuchni, spytała go, czy widział pana Archibalda bądź Colina. Ogrodnik z uśmiechem odparł, że widział ich obu i wskazał jej okno. Gospodyni podeszła bliżej i krzyknęła ze zdumienia, a cała służba rzuciła się ku oknu, nie dowierzając własnym oczom. Przez trawnik szedł pan Craven, a obok niego kroczył z podniesioną głową i roześmianymi oczami Colin.



Polecasz ten artykuł?TAK NIEUdostępnij






  Dowiedz się więcej
1  Streszczenie Tajemniczego ogrodu w pigułce
2  Mary Lennox - charakterystyka
3  Czas i miejsce akcji Tajemniczego ogrodu